To nie jest do końca mój prywatny eksperyment. Chyba nawet nie myślałam o tym w ten sposób, że będę tu sama. Niby tak myślałam, a jak trzeba było zacząć to spytałam Wojtka czy idzie ze mną. Nie miał cienia wątpliwości, że jemu się też TO należy. Kilka wspólnych seansów i ustąpił mi miejsca. Ciasno jest we dwoje, kiedy każdy robi swoje. Pokazał mi jednak dość jednoznacznie, że tu wróci. Jesienią, jak się skończą żeglarskie wiatry, budowy itp.… Powiększymy atelier.
To jednak jego prace jako pierwsze poszły „z domu”. Namalował w dość spektakularny sposób 2 obrazy. Koncept był taki, że Robert Listwan miał urodziny, więc można było mu zrobić prezent lub kłopot. Wybrał tę drugą opcję. Podarował mu obraz. Drugi dostał Składak, bo miał na obraz apetyt. I powiesił go. Co zrobił Listwan nie wiem, ale się raczej nie dowiem. Ciekawie było, kiedy do pracowni Roberta zeszli się urodzinowi goście, a Rob chełpił się swoim nowym dziełem jakoby własnym. Konkluzja była taka: „No zobacz, co znaczy mieć zrobione nazwisko!” Zasadniczo ustawiła się kolejka chętnych na ten obraz. Nieźle. Każdy chciałby mieć oryginalnego Pollocka. A tymczasem Polok.