Co artysta miał na myśli…

Dla mnie podobrazie to plan do wyreżyserowania. poruszanie się po planie bez choćby mglistej wizji nie ma dla mnie sensu. Muszę się o coś oprzeć. Muszę wyszeptać sobie opowieść. Kiedy położę pierwszy kolor i zaciągnę szpachlą w kierunku zaplanowanym tylko w 10% to jakbym weszła do filmu, który oglądam pierwszy raz i tylko mniej więcej spodziewam się o czym będzie. Kolejny ruch szpachlą i kolejny kolor, zmiana narzędzia, przetarcie szmatą i przejmuję reżyserię. Sprawa nabiera tempa. Jestem już na planie własnego filmu. Nie wiem jeszcze jakie będzie zakończenie, ale już wiem o czym jest. Ciekawi mnie do jakiego poziomu abstrakcji jestem w stanie tak to pojmować. Domyślam się istnienia takiego poziomu abstrakcji, gdzie ta opowieść, jakakolwiek opowieść nie istnieje. Jest tylko przemieszczanie się od koloru do koloru, wychodzenie poza plan i pojmowanie tego co powstało bez kontroli nad tworzeniem.

Odzyskiwanie i utrata kontroli. Przypadek wciąż się miesza z zamysłem. Przypadek czy los? Jak w życiu. Coś podpowiada ci ścieżki zręczniej niż twoja wola. Kieruje tobą i zwodzi w nieprzewidywalnych kierunkach. A potem odpuszcza i musisz odnaleźć się w nowej sytuacji i ją opanować.