Boję się, że jeśli nie będę więcej pracować, to znaczy malować, to stanę się zachowawcza. Żal mi tego co już jest i cieszy chociaż wiem, że to jeszcze nie koniec, że to jeszcze daleko do końca. Dlaczego więc się zatrzymuję?
Rozważam, że gdybym malowała znacznie więcej, gdybym była o wiele bardziej pracowita to eksperymentowałabym o wiele śmielej z korzyścią dla własnego rozwoju. No może czasem przychodzi mi ta myśl, że mniej znaczy więcej, że być może to jest minimalizm albo znak kunsztu, że w znacznie mniejszej uboższej formie zamykam to co chcę powiedzieć. A może zwyczajny brak odwagi, aby iść dalej. Podobno Andy Warhol pytał przyjaciół czy ich zdaniem obraz jest skończony. Lubił wiedzieć co myślą inni w tej kwestii, ale jak sądzę nie miało to dla niego wielkiego znaczenia. Jeśli sam wiedział, że to koniec lub nie koniec to z pewnością pomagało mu iść do przodu, kiedy usłyszał, że może to jeszcze nie koniec, a i sam o tym wiedział.
I tu bym uczyniła pewne wtrącenia, czyli moje rozważania o mierności i zatrzymywaniu się w progu.
Tak powstał dziś taki „oszczędny” obraz. Nie pytam nikogo czy to koniec, bo nie chcę wiedzieć. Uważam, że koniec.