Rośnie format. Wciąż mnie porywa na coraz większe. Tym razem zapragnęłam czegoś naprawdę wielkiego! Decyzja o formacie jest kluczowa, ponieważ muszę myśleć też o mobilności dzieła, to znaczy jego zdolności do przemieszczania się z pracowni na ekspozycję, a może nawet do potencjalnego kolekcjonera? I nie chcę wynajmować niskopodwoziówki z widłakiem i pilotem. Dzieło ma być złożone z modułów do łatwego demontażu na transport w bagażniku standardowego auta i następnie do łatwego montażu w miejscu przeznaczenia. I takie właśnie jest. 4 płyty o formacie 130 x 87 cm złożone w czworokąt dały rozmiar 260 x 174 cm. Jest to przestrzeń. Bezsprzecznie!
Poruszanie się do przestrzeni jest jak wyjście z portu w morze.
Z gwarnego portu wychodzę w morze i już po chwili otacza mnie przestrzeń, wielobarwna i wielotemperaturowa. I nie ma nic więcej. Aczkolwiek, nie! Jest jeszcze coś najważniejszego! Jest światło. To światło decyduje o temperaturze przestrzeni, o jej głębi i barwie. Światło jest wszystkim. Jak to przenieść na obraz? Światło, które padnie na obraz musi korespondować z tym wmalowanym. Muszą ze sobą chcieć gadać. I muszą gadać o każdej porze dnia i nocy. Mają prawo być inne. Nie ma jednej pory i nie ma jednego światła. To jest prawidłowość, tak ma być. Jeśli nie mogę od tego uciec to muszę do tego dążyć.
Cechy przestrzeni to aura czyli efekt światła, brak wymiaru, głębia w nieskończoność. Jednoczesne poczucie bliskości i odległości. Odrealnienie – nic nie jest tym czym mogłoby być. Nie jest to ani uniwersum ani głębia morska, więc nie ma tu gwiazd ani refleksów słońca widzianych przez pryzmat wody. Przestrzeń jest tylko głębią medytacji. Obiekty które się tu pojawiają nie mają wymiaru. Jeśli pojawi się wymiar znika przestrzeń. Zastępuje ją pejzaż. Bardzo wyraźnie odróżniam przestrzeń od pejzażu.
Czym jest dla mnie port? Port to jest miejsce żywe, ekspresyjne, pełne urywków rozmów i sytuacji, pełne gestów i emocji… kompletnie inne obrazy. Jednak, żeby być w morzu trzeba być i w porcie. Więc wychodzę w morze i wracam. I raz jestem tu, a raz tam.
Duży format jest jest fantastyczny przynajmniej z dwóch powodów. Natychmiast wzbudza podziw (tak jakby miarą artysty były metry kwadratowe?) oraz zapewnia mi dużo ruchu, a nawet dość wymagającej gimnastyki…
Jan (Pruski) chciałby mnie zostawić w tej przestrzeni. „Namaluj tego więcej, zaplanuj wystawę! Niech każdy będzie choćby ciut lepszy”. Janie, mam zostać rzemieślnikiem jednego obrazu bo wydał się piękny? Ćwiczyć go do perfekcji i znużenia? Aż w nim zgaśnie energia? Energia jest dla mnie najważniejsza. Zostać w przestrzeni i zapomnieć o pejzażu?