Są takie miejsca, raczej miasta, o wysokiej temperaturze barw. Zwłaszcza nocą. To nic, że mrok, że ciemność, bo wystarczy struga światła ulicznej latarni by wszystko zagrało gorącą barwą. Temperatura barw jest skorelowana z temperaturą otoczenia. W gorącym klimacie jest kolorowo. No cóż. Pozostaje mi podróż do tych miejsc od czasu do czasu, bo żyję w innej strefie koloru. Niewykluczone, że właśnie dlatego taką frajdę sprawia mi syty, ciepły, esencjonalny kolor. Jak Meksyk na przykład…. odkryłam artystę fotografa, który przemierza ulice Meksyku i fotografuje to co takie nieuchwytne i nieoczywiste, fotografuje atmosferę miejsc. Rozbudza mój apetyt na kolor i inspiruje. Dołączam do tej inspiracji jeszcze parę własnych emocji i doświadczeń i powstaje obraz. Mam nadzieję, że uda mi się pozostać jakiś czas w tym gorącym klimacie i namalować więcej niż ten jeden. I jeszcze ta mała rzecz… moja „wlepka”. Co to takiego? Często, żeby zaakcentować więź pomiędzy moją pracą a źródłem inspiracji wklejam w obraz maleńki fragment fotografii, często niewidoczny na pierwszy rzut oka, dla mnie jednak bardzo ważny. Ta drobna fotografia nadaje dziełu kontekst.