Jeśliby odrzucić wszystkie wyuczone i wdrukowane w nas pojęcia oraz skojarzenia i pozostać przy odczuwaniu sztuki poza umysłem, to tym samym wchodzimy w proces kreacji, która w swoim najistotniejszym punkcie odbywa się poza umysłem. Gdyby pozwolić odbiorcy swobodnie poruszać się po świecie sztuki, nie nakładając na nią filtrów wiedzy, historii, tego wszystkiego, co zostało dokonane, i pozostawić go sam na sam z dziełem, to kontemplacja samoistnie dojdzie do takiego stadium odczuwania, w którym staje się on spójny z twórcą dzieła. Kiedy kontempluję obraz w muzeum lub galerii, to po jakiejś chwili wchodzę w ten sam stan medytacji, który osiągam tworząc. Zaczynam tę pracę obserwować z osobistej perspektywy. I to już we mnie zostaje. Staje się inspiracją. Tworzę swoje dzieło. Dzielenie się tym, co powstało, jest zaproszeniem do odnalezienia cząstki siebie w tym przejawionym obrazie wspólnej energii i uczynienia z tego doświadczenia źródła własnej inspiracji. I to się tak właśnie zapętla.
